hejt na kolezanke z klasy. dobrze wie, bo rozmawiałyśmy o tym na początku roku, że mam problem z jedzeniem. ostatnio jak znów miałam jako tako dietę, dostałam ciasteczko od przyjaciołki. sześćdziesiąt dwie kalorie. dobra. do przeżycia. chcę wziąć gryza, a ona (siedzi ze mna na jednej lekcji) mówi „nie jedz tego, a twoja dieta?” druga kolezanka mowi zebym zjadla, bo przeciez to nic zlego i ma takie wtf… a ta, po namysle, mowi „dobra zjedz,… to twoje kalorie…. tłuszcz.... bycie singlem w przyszlosci….”
no dobra. bylo minelo. dzis prosze panstwa jak wiemy, jest tlusty czwartek. w szkole rozdaja paczki. nie zalapalam sie, bo sie spóźniłam jakieś dwie lekcje do szkoly. ale dobra. no i druga partia rozdawania pączków. siedzimy na historii, myślę „okej, nic mi nie będzie po jednym paczku, tak? dam radę.” chcę juz wziac jednego z lukrem, a ona krzyczy z drugiego końca klasy „ULA PAMIĘTAJ O SWOJEJ DIECIE!”. Myślałam że sie porycze. z usmiechem kazalam jej spierdalac, bo znowu to zrobiła, wybieglam z klasy trzaskajac drzwiami.mam ochote przez nia zaglodzic sie na smierc.